Tytani. Bracia Garcarkowie

Andrzej Garcarek i Jan Garcarek

Po spotkaniu z Sobiesławem Zasadą nie sądziłem, że zetknę się jeszcze z dealerem, który, mimo nie najmłodszego już wieku, tak bardzo dbałby o swoje zdrowie i kondycję fizyczną. Tymczasem zetknąłem się – i to nie z jednym, tylko aż z dwoma. To 59-letni Andrzej i 69-letni Jan Garcarkowie, którzy trenują przez prawie 365 dni w roku.

Przykład Andrzeja i Jana jest jednak inny niż Sobiesława Zasady (sylwetka rajdowego mistrza w listopadowym wydaniu „Dealera” z 2022 r.), który był związany ze sportem już od dziecka. Wielokrotnie utytułowany kierowca, jeszcze przed rozpoczęciem kariery rajdowej, należał do lekkoatletycznej kadry narodowej. Andrzej Garcarek rozpoczął zaś – i to wtedy jeszcze niezbyt częste – treningi na siłowni w 2005 r., a Jan dwa lata później. Bodźcem dla Jana był przebyty w 2007 r. zawał, który, jak na ironię losu, dopadł go podczas kibicowania zawodnikom na torze żużlowym.

Otrzeźwienie po zawale

Fitness Club Garcarek

Otarcie się o śmierć uzmysłowiło Janowi, że najwyższa pora, by wziąć się za siebie, tym bardziej że tryb życia, który prowadził, był daleki od wzorcowego. Jan palił około 40 papierosów dziennie, jadł nieregularnie, nie wspominając już o tym, by choć trochę zajął się uprawianiem sportu. Dochodził do tego jeszcze codzienny stres, który towarzyszy każdemu, kto prowadzi firmę, co w połączeniu z silnymi emocjami na torze żużlowym poskutkowało zawałem. Ale po zawale przyszło otrzeźwienie. – Od 2007 r. trenuję, z nielicznymi wyjątkami, każdego dnia przez około 45 minut. Razem z bratem ćwiczymy pod okiem dwóch trenerów – jednym z fitness clubu w Ostrowie Wielkopolskim, do którego jeździmy trzy razy w tygodniu, i drugim, który został zatrudniony na potrzeby naszej firmowej siłowni – tłumaczy Jan Garcarek. Właściciele dealerstwa trenują w Ostrowie Wlkp. pod okiem Jacka Laskowskiego, który był trenerem niemieckiej kadry narodowej w kajakarstwie. Podczas ćwiczeń celem jest rozruszanie wszystkich, nawet niewielkich, mięśni. Jednego tygodnia dealerzy skupiają się tylko na plecach, kolejnego na nogach czy klatce piersiowej. – Brak mi słów, żeby wyrazić, jak wybitnym fachowcem jest Jacek Laskowski. Treningi, które przygotowuje, są wysoko wyspecjalizowane. Co najważniejsze, w trakcie każdego treningu odpoczywa nam głowa – zachwala Jan.

Zamknij pan ten biznes

Siłownia jest dla braci Garcarków kluczowa, ale dodatkowy ruch, nawet gdy pada deszcz, zapewniają im raz w tygodniu rower (Jan; 30-40 km) oraz bieganie (Andrzej; około 10 km). Cała sztuka polega na umiejętnym zarządzaniu czasem i, przede wszystkim, zrozumieniu, że opuszczony trening zaburza dotychczasową, tak ważną w sporcie, rutynę. Andrzej rozpoczął treningi z Jackiem Laskowskim jeszcze przed Janem, ale początkowo nie były one zbyt częste. Kiedy zaś trener naciskał, by Andrzej trenował więcej, ten wymawiał się brakiem czasu. Laskowski powiedział mu w końcu: „Prowadzi pan biznes, zatrudniając około 100 osób. Doba ma 24 godziny, a pan mi mówi, że nie znajdzie pan godziny dziennie, by zadbać o swoje zdrowie? To weź pan zamknij ten biznes, bo i tak nie będzie miał on dalszego powodzenia, skoro człowiek, który go prowadzi, nie może znaleźć czasu, żeby zająć się swoim zdrowiem”. – I kiedy wracałem od trenera z Ostrowa, zrozumiałem, że facet ma rację. Zdałem sobie sprawę, że jeśli nie jestem w stanie wygospodarować godziny dziennie na trening – rano, po południu, wieczorem albo w nocy – to powinienem rzeczywiście zamknąć firmę – przywołuje Andrzej.

Na ostatni guzik

Dziś obaj bracia układają swoje codzienne obowiązki zawodowe pod treningi, a nie odwrotnie. Pojawiają się na siłowni o godz. 7.00, a dopiero następnie rozpoczynają pracę. Wiedzą, jak w sporcie ważne są systematyczność i punktualność. To wszystko przekładają na sposób prowadzenia firmy. – Ostatnio bardzo przeżywałem, że przez korek spóźniłem się o dwie minuty z wizytą u klienta. Wyniosłem to z treningu – wspomina Andrzej. Do dzisiaj pamięta, jak spóźnił się o parę minut na trening z Jackiem Laskowskim, który powiedział mu, że w związku ze spóźnieniem nie będą tym razem ćwiczyć. Dealer podobne – a nawet bardziej rygorystyczne – zasady zaszczepia obecnie swoim pracownikom. – Klient jedzie czasami 40-100 km, żeby skorzystać z naszego serwisu, więc może dotrzeć na miejsce choćby 20 minut przed czasem. Pracownicy muszą to rozumieć, tak by klienci, nawet jeżeli są wcześniej, nie musieli na nich czekać – przekonuje.

Andrzej Garcarek na każdym kroku dba o dobrą organizację. Nawet kiedy wyjeżdża do innego miasta lub za granicę, stara się znaleźć czas na trening. W tym roku był wraz z bratem na spotkaniu dealerskim na Majorce, gdzie codziennie rano, gdy wszyscy inni jeszcze spali, wstawał i, z racji braku dostępu do siłowni, biegł około 10 km. Gdziekolwiek wyjeżdża, nigdy nie zapomina o zabraniu ze sobą stroju sportowego, choć raz żałował, że nie włożył do walizki biegowej kurtki. Było to podczas wyjazdu do Białegostoku. Prognoza pogody sugerowała, że na miejscu będzie ciepło i nie będzie deszczu, więc Andrzej nie zaprzątał sobie głowy kurtką. Ale ostatecznie było zimno i padało. – Wiedziałem, że, tak czy inaczej, muszę pobiec. Problem w tym, że nie miałem cieplejszego stroju. Nie było też chwili, by pojechać do sklepu, bo najpierw mieliśmy konferencję, a później – już wieczorem – kolację oraz galę wręczenia nagród dealerskich – przybliża. Andrzej wpadł więc na pomysł, by zadzwonić do firmy taksówkarskiej i zapytać, czy jeden z jej pracowników, za odpowiednią opłatą, nie mógłby kupić mu kurtki, a następnie przywieźć jej do hotelu. Firma zgodziła się, przyznając, że pierwszy raz styka się z taką prośbą. Po krótkim czasie przyjechał taksówkarz, który niósł w ręku przeciwdeszczową kurtkę sportową. – Następnego dnia przebiegłem w tej kurtce 13 km – relacjonuje dealer.

Inspiratorzy

Bracia Garcarkowie nie trenują może przez około 10 dni w roku, co zresztą odnotowują w specjalnej aplikacji. Taka postawa zaraża osoby zatrudnione w firmie, która dysponuje własną siłownią. – Gdy zbudowaliśmy nową blacharnię-lakiernię, wygospodarowaliśmy na piętrze około 90 m² na fitness club, który powstał w 2018 r. – opowiada Jan. Z siłowni może korzystać każdy pracownik. Andrzej zaś dodaje, że nawet trenerzy uważają, że ich siłownia jest bardzo dobrze wyposażona. – Pracownicy znajdą w niej wszystko, co potrzebne, poczynając od bieżni, tzw. narciarza [urządzenia pozwalającego na imitowanie ruchów, które wykonuje narciarz, powodując m.in. wzmocnienie mięśni kończyn dolnych – red.], ciężarków, a skończywszy na „kombajnie”, który umożliwia zrobienie 18 różnych ćwiczeń – opisuje dealer. 

Co więcej, Andrzej i Jan często trenują z pracownikami (w tym jeżdżąc z nimi na rowerze i biegając), choć wielu współpracowników, zanim zaczęło przygodę ze sportem, potrzebowało motywacji. – Szefowie Jan i Andrzej to prawdziwi inspiratorzy. Pan Jan opowiadał mi o swoich treningach, namawiając mnie, żebym do niego dołączył. Miałem nadwagę, więc po kilku miesiącach się przełamałem. Tak zaczęliśmy razem ćwiczyć, co trwa już od przeszło roku. Schudłem ponad 11 kg, czuję się dziś lepiej fizycznie i psychicznie – omawia Artur Hodyra, doradca serwisowy w firmie Auto Partner Garcarek. Podobna historia stoi za Dawidem Zalewskim, kolejnym doradcą serwisowym, którego szefostwo firmy zachęcało przez parę dobrych lat do trenowania. Dawid uległ namowom dopiero na początku bieżącego roku. Pracownik trenuje na razie tylko dwa razy w tygodniu, dbając przy okazji o zdrowszą dietę, ale zrzucił już 13 kg. – Początki były trudne, bo nawet podczas samej rozgrzewki traciłem zapał i energię, ale dziś widzę dużą różnicę, tak pod kątem kondycji, jak i wyglądu fizycznego – zdradza. Z jego perspektywy Andrzej i Jan są bardzo systematyczni. – Kiedy przychodzimy do pracy około godz. 8.00, szefowie są już po treningu. Nie zamykają się w tym, co znają – mają pomysły na nowe ćwiczenia. Nigdy się nie poddają. Jeszcze ani razu nie widziałem, żeby jeden albo drugi choćby na chwilę odpuścił. Wykonują treningi od A do Z. To dziś część ich życia – zauważa Dawid.

Andrzej, odkąd zaczął trenować, zrzucił 34 kg (ważył grubo ponad 100 kg), zaś Jan, który był szczuplejszy, 11 kg. W wypadku Andrzeja motywacją do uprawiania sportu było właśnie m.in. to, by schudnąć. Nic więc dziwnego, że bracia dbają także o zdrową dietę. W 2010 r. dealerzy otworzyli własną restaurację przy salonie w Ociążu i, jak przyznają, w tamtych czasach nie była to tak popularna inwestycja wśród dealerów jak dziś. – Zatrudniamy dziewięć osób, wydając dużo obiadów. Nie ukrywam jednak, że restauracja została w znacznej mierze stworzona z myślą o mnie, bracie i naszej załodze – informuje Andrzej. Dealerzy jedzą o regularnych porach przygotowywane w konsultacji z dietetykami posiłki.

.
Previous
Previous

Mercedes-Benz CLE Coupé – wyjątkowy samochód marzeń

Next
Next

Jak aktywować internet w samochodzie Mercedes-Benz